Wstęp.

Zaczynam w końcu. Postanowiłem wreszcie o tym napisać i pewnie uznacie mnie za wariata jednak to wszystko o czym tu będzie mowa … zdarzyło się naprawdę. Wiele osób uważa, że możliwa jest tylko jedna opcja: schizofrenia albo opętanie, przy czym nie egzorcyzmuje się schizofrenika bo na chorobę psychiczną najlepsze są odpowiednie leki no i dobry lekarz psychiatra który je choremu przepisze. A w krytycznych momentach zaleca się pobyt w psychiatryku. Kościół jednak już od jakiegoś czasu przyznaje, że możliwe jest i to i to jednocześnie. A w moim przypadku? Ale może zacznę od początku. Moje życie było zawsze, hmmm … ja bym użył tu takiego określenia które może wywołać uśmiech, było „lewe”. Co przez to rozumiem? Wszystko: rodzinę, wychowanie, kolegów (przyjaciół nie miałem) muzykę jakiej słuchałem, to jak się później uczyłem, jak pracowałem … zawsze coś nade mną wisiało, coś co wypaczało moje pojmowanie świata, jakiś oszukańczy demon, wykrzywiający wszystko co robiłem i czym byłem, a także to co i jak mówiłem ..


1. Dzieciństwo

Praktycznie od niemowlęcia byłem bardzo rozpieszczanym dzieckiem. Moi dziadkowie, wójkowie ciocie a także dalsza rodzina (że nie wspomnę o mojej kochanej mamie i tacie) wpadali w zachwyt na sam mój widok (byłem pierworodny). To było całkiem przyjemne z mojego późniejszego, bardziej już świadomego punktu widzenia. Wszystko to było jednak jakimś nieproporcjonalnym uwielbieniem małego chłopca który nie mógł się obronić bo nawet nie przyszło mu do głowy aby się bronić. Przyjmowałem to wszystko bo byłem mały i nieświadomy i nawet czułem się wtedy szczęśliwy. Wszystko było robione dla mnie a często też i za mnie. To wyręczanie mnie z obowiązków, to, że nie nauczono mnie pracować, dbać o siebie i o swoje otoczenie uczyniło mnie bardzo słabym człowiekiem. Wytworzyła się w późniejszym okresie mojego życia przepaść między mną a moimi rówieśnikami. Otóż ja, tak kochany przez wszystkich, ja który byłem najważniejszą osobą wśród najbliższych, jak się okazało nie byłem taki między moimi kolegami. Nie byłem w ich paczce a jeśli kiedyś zdarzyło mi się na krótko przebywać pośród nich, byłem upokarzany. Ja, silny miłością najbliższych słabłem pośród tych z którymi dzieliłem podwórko, i ulicę. To było bardzo niedobre doświadczenie dla pierwszoklasisty, i w dalszych latach – wryło się ono cierniem w moje serce i duszę. Byłem biedny i bezradny, i choć zdarzały się i dobre momenty to jednak to co złe pamiętamy najbardziej. Często prześladuje nas to do końca życia. O dobrych chwilach bardzo szybko zapominamy. To wie każdy psycholog .

2. Szkoła.

7 klasa szkoły podstawowej: zacząłem słuchać ostrego metalu, palić papierosy, trochę popijałem, jednak wszystko nie odbijało się jeszcze na mnie w sposób chorobowy. To, jak żyłem i jak byłem postrzegany oraz traktowany przez otoczenie było nienormalne. Wciąż ta przepaść: ja i oni! Stałem się bardzo nieśmiały i wycofany (po trosze nauczono mnie takiej postawy we wczesnym dzieciństwie) wszystko to dołączając późniejsze wydarzenia przekonało mnie o tym, że jestem obrazą dla Boga.

Mamę mam bardzo religijną i to ona choć i po troszę moja babcia ze strony mamy nauczyły mnie przebywania w tematach wiary. Przewijała się ona przez moje życie odkąd pamiętam. Myślę, że to dobrze ponieważ dzięki temu nie spotkał mnie los jeszcze gorszy. Bez Boga bowiem wszystko idzie na opak. Prędzej czy później każdy odrzucający go się o tym przekona. Słyszałem o wielu przypadkach w moim miasteczku gdzie moi znajomi tracili życie w nieszczęśliwych wypadkach, niekiedy z powodu jakiejś choroby, jednak przeważnie były to wypadki które nie powinny mieć miejsca. Jedna osoba biorąc kąpiel po pijanemu utopiła się w wannie, inny mój dobry znajomy spalił się w swoim pokoju zaprószając ogień od tlącego się papierosa. Był pijany w sztok. Kolejny przypadek tragicznej śmierci wydarzył się podczas powrotu z imprezy. Chłopak jechał bez pasów, drzwi od samochodu nie były domknięte. Przez co wypadł przez nie prosto pod nadjeżdżający samochód. Ktoś inny zmarł wróciwszy ze szpitala. Nawet nie wiem na jaką był chory chorobę. Bardzo przytył w ciągu krótkiego czasu a w parę dni później dowiedziałem się, że nie żyje … Nie byłem na pogrzebie żadnego z nich. Szkoda. Wszystko to zdarzyło się w przeciągu połowy roku. Cztery istoty ludzkie z jednego osiedla, z jednej paczki. Z miejsca spotkań które przez otoczenie nazwane było siedliskiem zła … Szkoła zawodowa, póżniej rok w ogólniaku. Wtedy rozpoczęło się coś co ja nazywam moją życiową tragedią. Pojawiły się książki New Age które czytałem namiętnie i praktykowałem to wszystko o czym traktowały. Było to pseudoantidotum na moje poczucie odrzucenia i osamotnienia które wciąż trwało we mnie bardzo głęboko. Pierwsza miłość a później szybka jej utrata. Czułem w sobie ogrom cierpienia.

3. Doświadczenie

I tu się powtórzę, przepiszę po prostu to co napisałem w poprzednich postach bo myślę, że dobrze to oddałem: Wtedy, 19 lat temu moim udziałem było ogromne cierpienie, tak dojmujące, że miałem całkiem blisko do stanu zwanego w psychiatrii psychozą. Byłem młodym i niesłychanie wrażliwym dziewiętnastolatkiem który niewiele wiedział o świecie i o życiu ale dużo czuł. Postawiłem więc wszystko na "jedną kartę". Pewnego późnego wieczoru padłem po prostu na kolana, położyłem głowę na moim łóżku i bardzo zapragnąłem aby "stanął" na niej swoimi stopami Jezus. Straciłem nagle poczucie, że jestem, zyskując jednocześnie świadomość, że zostałem wypełniony miłością i radością tak wielką, że całe moje cierpienie i problemy z których ono wynikało zostały starte w ułamku sekundy. Przestały po prostu istnieć. To był błogosławiony stan którego nigdy go nie zapomnę. Odbił on w mojej duszy i w moim sercu pieczęć samego Boga. Gdy nie dostało się wystarczającej ilości prawdziwej miłości w dzieciństwie, to w późniejszym etapie życia często przychodzi cierpienie. Może być ono przyczyną wielu zaburzeń, nerwic, lęków, depresji itp. Serce takiej osoby zamienia się wtedy w coś w rodzaju "czarnej dziury" wsysającej w siebie każde napotkane uczucie i wszelkie oznaki życzliwości i uwagi ze strony innych. Im więcej tym lepiej. Niestety, rzadko bywa zaspokojone. Kiedy ponownie wszedłem w świat, nie był mi on w stanie ofiarować nawet procenta z tego co wcześniej otrzymałem od Chrystusa, a moje serce zamieniło się w taką właśnie "czarną dziurę". Miłość "odeszła", przynajmniej tak mi się wtedy wydawało, a na jej miejsce nie przyszło nic co byłoby współmierne. Wszystko zaczęło się walić i zapadać. Wszędzie wypatrywałem czegoś równie pełnego, czegoś co dałoby zaspokojenie. Byłem w świecie tylko ciałem, duszę miałem zamkniętą. I wtedy pomyślałem, że Bóg mnie chyba nienawidzi, skoro tak mnie doświadcza. Teraz wiem, że było inaczej.

To bardzo długa historia ...

Cdn.


Czarne dziury są tajemniczymi, mrocznymi obiektami w kosmicznej przestrzeni. Aby taką odkryć, zauważyć, należy poszukiwać układu podwójnego gwiazd, którego składniki mają duże masy, przy czym jeden ze składników jest niewidoczny. Równocześnie cały układ powinien być intensywnym źródłem promieniowania rentgenowskiego. Takim obiektem jest gwiazda Cygnus X-1 znajdująca się w gwiazdozbiorze Łabędzia. Jej odległość od Słońca wynosi 6500 - 8000 lat świetlnych. Satelita Uhuru wykrył, że Cygnus X-1 jest źródłem szybkozmiennego promieniowania rentgenowskiego okresie ok. 0,05 s. Świadczy to, że rozmiary źródła promieniowania X nie przekraczają kilkuset km.Równocześnie stwierdzono, że gwiazda jest spektroskopowo podwójna, przy czym przesunięcia linii widmowych zmieniają się z okresem 5, 599 823 doby. Ponieważ masa głównego składnika gwiazdy oceniona z jej typu widmowego wynosi 20 - 30 mas Słońca, należy spodziewać się, że masa niewidocznego składnika jest równa co najmniej 10 mas Słońca. Biorąc pod uwagę, że górna granica masy gwiazd neutronowych wynosi 3 Masy Słońca, niewidoczny składnik układu może być czarną dziurą ...




Jeżeli Twoje serce jest taką właśnie "czarną dziurą", wchłaniającą wszystko wokół ... niech Bóg ma w opiece otaczających Cię ludzi ... Jednak powinien mieć w opiece również Ciebie przede wszystkim. U Niego nie ma rzeczy niemożliwych i tylko On może odwrócić siły grawitacyjne Twojego serca. Tylko wtedy, zamiast wsysać wszystko wokół, będziesz zdolny dać coś od siebie. Tylko, jeżeli wypełniony zostaniesz absolutem Jego miłości, zaczniesz wylewać ją na zewnątrz. Twoje serce nabierze światła i nie tylko odda to co wchłonęło, ale będzie dawać już do końca i bez reszty i to dawać siebie samego. Można by sądzić, że obiekty zwane czarnymi dziurami są tworami nie mającymi przysłowiowego "dna". Takie jest też i ludzkie serce. Jest ono tworem samego Boga i zdolne jest do rzeczy absolutnie złych jak i absolutnie dobrych. To serce jest podobne do serca Chrystusa, jednak bywa, że przeradza się w coś co można określić jako twór którego rzeczywistość jest po prostu piekłem.


Obecny świat ludzki jest bardziej skłonny do brania niż do dawania. Coraz częściej bogaci się na krzywdzie i cierpieniu innych. To jednak ci "inni" poszkodowani przez "los" są "ulubieńcami Boga" i oni zostaną nasyceni w taki sposób, że będą mogli przywrócić równowagę światu. Ci którzy tylko biorą nigdy się nie nasycą a to jest prosta droga do piekła.


Dobro jest nieskończone w swoim wymiarze i wszystkich może nasycić, nawet wtedy, gdy już się to wszystko zawali ...


______________________________________________________________________________


Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie. 
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. 
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. 
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. 
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. 
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. 
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. 
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie. 
Błogosławieni jesteście, gdy /ludzie/ wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. 
Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami. (Mateusz 5,3-12)


Czarne dziury - czym są i jak powstają? Współcześnie sądzi się, że czarna dziura może powstać wtedy, gdy siły grawitacji powodującej gwałtowne kurczenie się gwiazdy nie są odpowiednio zrównoważone przez inne siły. W białych karłach siła grawitacji jest równoważona ciśnieniem zdegenerowanego gazu elektronowego, w gwiazdach neutronowych jest to ciśnienie zdegenerowanego gazu neutronowego. Gdy jednak jądro gwiazdy po wybuchu supernowej ma masę większą od 3 mas słońca, nic nie jest w stanie przeszkodzić jej zapadaniu się. Kurczy się ona wtedy w sposób nieograniczony osiągając w bardzo krótkim czasie promień Schwarzschilda. Po przekroczeniu promienia Schwarzschilda wszystkie sygnały wysłane z powierzchni obiektu na zewnątrz są przyciągane przez ekstremalnie silne pole grawitacyjne i zamiast się oddalać, zbiegają się z powrotem do czarnej dziury. Gdy promień gwiazdy osiągnie wartość krytyczną, gwiazda będzie kurczyć się w sposób nieograniczony i niemożliwy do zatrzymania . Czarna dziura wsysa do swego wnętrza wszystko co się znajdzie się w jej pobliżu, nawet cząstki światła. Liczba czarnych dziur w naszej Galaktyce może sięgać nawet 100 milionów ...


* * *


 Gdy nie dostało się wystarczającej ilości miłości w dzieciństwie, to w późniejszym etapie życia często przychodzi cierpienie. Może być ono przyczyną wielu zaburzeń, nerwic, lęków, depresji itp. Serce takiej osoby zamienia się wtedy w coś w rodzaju "czarnej dziury" wsysającej w siebie każde napotkane uczucie i wszelkie oznaki życzliwości i uwagi ze strony innych. Im więcej tym lepiej. Niestety, rzadko bywa zaspokojone.


* * *


Kiedy ponownie wszedłem  w świat, nie był mi on w stanie ofiarować nawet procenta z tego co wcześniej otrzymałem od  Chrystusa, a moje serce zamieniło się w taką właśnie "czarną dziurę". Miłość "odeszła", przynajmniej tak mi się wtedy wydawało, a na jej miejsce nie przyszło nic co byłoby współmierne. Wszystko zaczęło się walić i zapadać. Wszędzie wypatrywałem czegoś równie pełnego, czegoś co dałoby zaspokojenie. Byłem w świecie tylko ciałem, duszę miałem zamkniętą. I wtedy pomyślałem, że Bóg mnie chyba nienawidzi, skoro tak mnie doświadcza. Teraz wiem, że było inaczej.


To bardzo długa historia ...


Później spotkałem na swojej drodze kilka wspaniałych osób które pomogły mi bardziej stanąć na nogi. Tym osobom jestem wdzięczny w sposób szczególny. Im również oddaje moją pamięć i  miłość.

______________________________________________________________________________

Gdy uczniowie to usłyszeli, bardzo tym byli poruszeni i powiedzieli: "Kto zatem może być zbawiony?" A Jezus spojrzał na nich i powiedział: "Dla ludzi to niemożliwe, dla Boga natomiast wszystko możliwe". Mt 19,25-26


Wszechświat ... jak można by było zdefiniować owe słowo ? Wsze - czyli wszystko, wszystkie światy. I choć jest ograniczony czasowo i przestrzennie, jego ogrom jest tak naprawdę nie do pojęcia, nie do ogarnięcia. Wszechświat stanowi układ zamknięty. Jeżeli np w dowolnym kierunku zostanie wysłany promień świetlny, powraca on zawsze do punktu swego wyjścia w skończonym czasie. Jego średnica wynosi prawdopodobnie 36 miliardów lat świetlnych... a zawartość stanowią: galaktyki, gwiazdy, planety, planetoidy, meteory, meteoroidy, komety, naturalne satelity, kwazary, "gaz" międzygwiezdny, mgławice i tp. W samej tylko "znanej" nam części kosmosu zgromadzoną liczbę gwiazd wyraża się jedynką z 21 zerami. Gwiazdy zgromadzone są w galaktykach których w tejże znanej nam części kosmosu jest aż około 200 miliardów. Istnieją galaktyki podwójne i potrójne, połączone "mostem", "zderzające się" lub przenikające. Natomiast  liczba planet i innych ciał kosmicznych jest tak ogromna, że nie sposób tego sobie wyobrazić. Wszystkie te ciała są w ciągłym ruchu a wszechświat nieustannie się rozszerza.  Mimo to, "pustka kosmiczna" stanowi 99,99 ... 9%. Tak rzadko jest rozmieszczona materia we wszechświecie. Żyjemy zatem praktycznie w prawie pustej przestrzeni.


19 lat temu miało w moim życiu miejsce zdarzenie które zmieniło moje spojrzenie na ową pustkę. Moim udziałem było wtedy ogromne cierpienie, tak dojmujące, że miałem całkiem blisko do stanu zwanego w psychiatrii psychozą. Byłem młodym i niesłychanie wrażliwym dziewiętnastolatkiem który niewiele wiedział o świecie i o życiu ale dużo czuł.  Postawiłem więc wszystko na "jedną kartę". Pewnego późnego wieczoru padłem po prostu na kolana, położyłem głowę na moim łóżku i  bardzo zapragnąłem aby "stanął" na niej swoimi stopami Jezus. Straciłem nagle poczucie, że jestem, zyskując jednocześnie świadomość, że zostałem wypełniony miłością i radością tak wielką, że całe moje cierpienie i problemy z których ono wynikało zostały starte w ułamku sekundy. Przestały po prostu istnieć. To był błogosławiony stan którego nigdy go nie zapomnę. Odbił on w mojej duszy i w moim sercu pieczęć samego Boga.


Od tamtego momentu  podążam nieustannie do źródła przy którym byłem już wtedy, 19 lat temu. To było piękne objawienie które pozwala mi nie tylko wierzyć ale wręcz wiedzieć, że wszystko wypełnia i przenika miłość Boga. Wszechświat jest pusty dla czujących pustkę w swoim wnętrzu, jednak dla mnie już na zawsze pozostanie pełen  Ducha i nieskończonej Miłości.


______________________________________________________________________________ 

 Istnieje ludzka tęsknota za Bogiem, i istnieje również boska tęsknota za człowiekiem.
                                                                                                  - Mikołaj Bierdiajew


„W końcu bądźcie mocni w Panu - siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego.” (Ef 6,10-16)



Do tego zdania (Ef 6,12) Biblia Jerozolimska (Pallotinum 2006) daje taki komentarz: „Zostały tu wymienione duchy, które według opinii starożytnych kierowały gwiazdami, a przez to całym wszechświatem. Znajdowały się one „w niebiosach" (l,20n; 3,10; Flp 2,10) albo „w powietrzu" (2,2), miedzy ziemią a miejscem przebywania Boga. Odpowiadają one po części temu, co Paweł gdzie indziej nazywa „żywiołami świata" (Ga 4,3). Owe duchy były niewierne Bogu i chciały poddać sobie człowieka w grzechu (2,2), jednakże Chrystus przyszedł, aby nas wyzwolić z ich niewoli (1,21; Kor 1,13; 2,15.20). Uzbrojeni tą mocą chrześcijanie mogą już stawić im czoło.”


* * *


Biorąc pod uwagę powyższy tekst można postawić pytanie o siły działające we Wszechświecie:  budującą oraz niszczącą. Wszyscy wiemy, jak wielka jest potęga miłości. Ten, który przeżył zakochanie wie, że dodaje ono siły niemal nadludzkiej. Ci, którzy prawdziwie kochają swoich bliźnich, bywa, że oddają za nich swoje życie. Ludzie kochający bez reszty Boga, zdolni są przemienić oblicze całego świata.


Wiemy również, jak niszcząca jest nienawiść. Rodzi ona trujące owoce i sieje zniszczenie wszędzie tam, gdzie człowiek się na nią otworzy i jej podda.


W odległym kosmosie siły niszczące nie biorą się z czyjejś złej woli i nie naruszają ogólnie panującej równowagi, np. gwiazdy umierają i się rodzą, jednak tu, na Ziemi rzecz ma się zupełnie inaczej. Obok sił występujących w przyrodzie mamy do czynienia z mroczną stroną natury człowieka. Właściwie, w ostatnich czasach odnosi się wrażenie, że z coraz mroczniejszą. Miłość wydaje się być na pozycji przegranej. 
Powstaje pytanie: czy tak zupełnie sami z siebie, zdolni jesteśmy do powodowania aż tak wielkich zniszczeń? Czy też działają tu inne jeszcze siły, która nastawiają brata przeciwko bratu a ludzkość przeciwko swojej macierzystej planecie? 


A jednak to miłość pozwala przeżyć najtrudniejsze chwile, najgorszą nędzę, największą doznaną krzywdę i to ona (miłość) jest w Piśmie Św. opisana jako ta tyumfująca i ostatecznie zwycięska.


To miłość prawdziwie pokonała śmierć.


"Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo?" (1 Kor 15,55)


"Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy spośród tych, co pomarli. Ponieważ bowiem przez człowieka przyszła śmierć, przez Człowieka też dokona się zmartwychwstanie. I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności." 1 Kor 15, 20-23


A jaka ona jest?


"Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: To jest Pan! Szymon Piotr usłyszawszy, że to jest Pan, przywdział na siebie wierzchnią szatę - był bowiem prawie nagi - i rzucił się w morze." J 21, 7


Piękny obraz miłości ...


Miłość nie może istnieć sama dla siebie, musi być ukierunkowana. Miłość zdolna jest odbudować to, co zniszczyła nienawiść i w niej wszystko ma swój sens. Nienawiść jest irracjonalna i zawsze wypływa ze strachu, natomiast tam gdzie jest miłość, nie ma miejsca na lęk.


Oto dwa duchowe żywioły we Wszechświecie, tak ogromnym, że Ziemia w porównaniu z nim jest właściwie tylko maciupkim pyłkiem. Jednak to na niej rozstrzygają się sprawy na skalę całego kosmosu...


_____________________________________________________________________________

Aby znaleźć miłość, nie pukaj do każdych drzwi. Gdy przyjdzie twoja godzina, sama wejdzie do twego domu, w twe życie, do twego serca. 
— Robert Allen Zimmerman (Bob Dylan)


Zgodnie z przyjętą teorią, to Wielki Wybuch (Big Bang) zapoczątkował historię Wszechświata. Czy jest on (Wszechświat) jedynie światem materii i promieniowania rozproszonych w czasoprzestrzeni? Czy istnieje także Wszechświat duchowy, absolutnie wymykający się wszelkim pomiarom i logicznemu myśleniu? Czy, jeżeli istnieje gdzieś jeszcze jakieś życie, to ma ono przynajmniej podobną formę do tego, nam znanego, którego jesteśmy częścią? Żadne badania czy obserwacje nie odpowiedziały na powyższe pytania, niczego nie potwierdziły ale też niczemu nie zaprzeczyły. Jest jednak ogromna liczba przesłanek, świadectw ludzi doświadczonych np. śmiercią kliniczną, ale także osób intensywnie obcujących ze światem ducha, świętych, tych znanych i tych pozostających w ukryciu. Potrzeba naprawdę wielkiej ignorancji aby zaprzeczyć przynajmniej możliwości istnienia świata duchowego.


Zakładając, że gęstość Wszechświata jest równa gęstości krytycznej, to ma on około 10 mld lat. Wiele obserwacji wskazuje, że gęstość materii we Wszechświecie jest jednak znacznie mniejsza od krytycznej. Jeśli tak jest, to wynikało by z tego, że Wszechświat liczy sobie co najmniej 14 mld lat, taki wiek mają najstarsze gwiazdy. Ciekawostką która zupełnie nie powinna nas przerażać, z tego prostego względu, że nas ten fakt nie będzie już dotyczył, ani chyba ludzkości w ogóle jest to, że na końcu swojej ekspansji Wszechświat, osiągnąwszy maksymalny rozmiar i minimalną gęstość rozpocznie powrót do stanu pierwotnego czyli po prostu zacznie się kurczyć. Końcowy efekt będzie przeciwny do efektu Wielkiego Wybuchu, i wszystko na powrót skupi się w obiekcie mikroskopijnej wielkości. Być może cykl: Wielki Wybuch-ekspansja-kontrakcja-Wielki Kolaps jest jednym z ogniw procesu który nie miał początku i nigdy nie będzie miał końca. Co wobec tego z sensem naszego istnienia? O. Augustyn Pelanowski OSPPE powiedział następujące zdanie: "Żyje się po to, aby żyć wiecznie" i taki chyba jest sens wszystkiego co nas otacza, ale przede wszystkim nas samych. Co się raz "urodziło" już nie zginie. Gdyby tak nie było, to nic nie miałoby sensu i śmiem twierdzić, że życie przestało by istnieć, bo komu chciałoby się żyć, będąc w ostatecznym rozrachunku skazanym na nicość ? Wszyscy, czy jesteśmy tego świadomi czy też nie, mamy zaszczepiony zmysł wiary, że życie nie kończy się wraz ze śmiercią.


 Pytania, które się w tym miejscu pojawiają mogłyby brzmieć: Co lub Kto za tym wszystkim stoi? Dlaczego powstało życie i my sami, którzy zostaliśmy nazwani "Koroną Stworzenia" ? Czy nie tylko rozum może stworzyć inny rozum a inteligencja inteligencję? Czy nie tylko ktoś żywy może być sprawcą życia? Ktoś taki musiałby dysponować przeogromną mocą stwórczą której nie użył bez powodu. Czy siłą sprawczą i motorem wszelkiego konstruktywnego ludzkiego działania miałaby być np. miłość? Jeżeli tak to jaka Miłość sprawiła że zaistnieliśmy na tym świecie? Tylko całościowe pojmowanie Wszechświata ma sens i tylko takie ku czemuś może prowadzić. Inne pojmowanie traci znaczenie w momencie negacji świata duchowego, nadrzędnej jego części, owej "matrycy" w której dopiero ukształtowała się materia i energia... i życie.



Obsługiwane przez usługę Blogger.

Followers

Total Pageviews

Serdecznie witam :))

Popular Posts

Sample Widget